Dwa zdania wstępu. Ten but miał być moją startówką w tym sezonie. Lekki, szybki, z dziurą na pięcie ułatwiającą zakładanie w strefie zmian. Na prawdę dawno żaden model tak mi nie przypadł do gustu. Niestety życie pisze swoje scenariusze i startowałem w nim tylko w Piasecznie na dystansie 1/4 Ironman. Wtedy też miałem pierwsze symptomy przepukliny kręgsłupa i niedowładu nogi, przez co ledwo co ukończyłem zawody. Finalnie but powędrował do niezastąpionego Pawła, a ja pod nóż chirurga.
Mateusz
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika krogulec (@krogulec)
Gdy Mebrahtom Keflezighi w 2014 roku wygrywał Boston Maraton, Bartosz Olszewki znany jako Warszawski Biegacz zaczepnie na profilu napisał „ciekawe jak po sukcesie Meba wzrośnie sprzedaż Skechersów”. Mało popularna marka butów, nie tylko biegowych, zawsze kojarzyła mi się z dużą wygodą i komfortowymi żelowymi wkładkami, które miał niemal każdy model, od biegowego po półbuty. Tym razem do testów wpadł Skechers model GO RUN 4. Kolor szaro-niebieski nie porywa, chociaż ilość wersji kolorystycznych tego modelu jest imponująca. Producent określa buta jako model minimalistyczny. Pierwsza uwaga, która nasunęła mi się podczas przymiarki dotyczy rozmiaru. Większość obuwia, w którym biegam ma rozmiar 42,5. Testowany model to rozmiar 42. Mimo to uważam, że gdyby był o 1 numer mniejszy, byłby lepiej dopasowany. Także osoby, które lubią zamawiać przez Internet, w tym przypadku powinny raczej przymierzyć buta. Mimo dużego luzu byłem pełen obaw czy uda się go dobrze związać w celu ustabilizowania nogi w cholewce. Przy ściągnięciu sznurówek cholewka bardzo mocno trzyma stopę. Jedno związanie i mamy 100% pewność, że but będzie trzymał się idealnie.
Przejdźmy do samego biegu. Waga 180 g (podane przez producenta) daje się odczuć. Niska waga w połączeniu z niską amortyzacją czyni z buta dosyć dynamiczny model. Go Run 4 jest miękki jak na model minimalistyczny. Nie ma co się spodziewać dużej amortyzacji, ale coś tam czuć. Wkładka nie ma charakterystycznej dla Skechersów amortyzowanej poduszki, ale jest zintegrowana z cholewką i to rozwiązanie eliminuje jakiekolwiek pływanie stopy w bucie. Brakuje mi nieco sprężystości przy odbiciu.
Wentylacja. Tutaj wszystko bez zarzutów. Jest dobrze, zarówno na zewnątrz, jak i podczas 20 km w pomieszczeniu zamkniętym na bieżni.
Przyczepność. Tutaj kolejny duży atut. W momencie spadnięcia deszczu but pokazuje pazur 🙂 Na mokrej nawierzchni trzyma się jak pociąg w szynach. Momentami miałem wrażenie, że są to najlepsze warunki dla buta. W lesie but sprawuje się przeciętnie. Podeszwa na pięcie i palcach ma wypustki, pomiędzy którymi jest wolna przestrzeń. Kamienie bardzo często korzystają z darmowego transportu, odbierając biegaczowi radość z biegu.
Na koniec zostawiłem sobie mały smaczek zwany systemem „quick-fit”. Jest to mały otwór w cholewce, który ma na celu ułatwienie zakładania buta. Trzeba przyznać, że jest to ciekawe rozwiązanie. W połączaniu z elastycznymi sznurowadłami może spełnić oczekiwania triathlonistów (pod warunkiem, że zdecydują się na start w tym modelu). Z drugiej strony sznurówki trzymają tak mocno, że cholewka nie jest zbyt podatna na rozciąganie,co może przysporzyć nieco kłopotów w walce o cenne sekundy.
Słowo podsumowania. Go Run 4 jest dobrze wykonanym, solidnym, lekkim butem z dobrą wentylacją oraz dobrą przyczepnością na mokrej nawierzchni. Jednak moje oczekiwania wobec tego buta były większe. Nie wyróżnia się niczym poza systemem quick-fit, a to trochę za mało, by objąć prowadzenie w segmencie butów minimalistycznych.